Rowerzyści z grupy „Cyklista” 22 kwietnia rozpoczęli sezon rowerowy. Trasa, tradycyjnie już, wiodła wokół Jezior Turawskich. Towarzyszyła im piękna pogoda. Życzymy im samych tak pogodnych dni na szlakach w 2023 roku!
Trzeciego maja pięciu rowerzystów z "Cyklisty" postanowiło spędzić część Święta Narodowego Trzeciego Maja podczas rajdu rowerowego. Pokonali 50 km., pogoda wyjątkowo im sprzyjała.
Dzień pierwszy
Dziś odważnie wyruszyliśmy ze Starego Folwarku około 10:00. Aura nie zachęcała: delikatna mżawka i całe niebo zasnute szarogranatowymi gęstymi chmurami. Chętni przygód, rozpoczęliśmy pierwszy dzień raju rowerowego Cyklisty „Litwa 2023” . Przyznaję, że im bliżej granicy, tym pagórki były nieco bardziej odczuwalne. Zatrzymaliśmy się na chwile w Sejnach, by zwiedzić miejscowe zabytki i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Litwa przywitała nas przepięknymi pejzażami i poprawiająca się pogodą. Na dłuższą przerwę zatrzymaliśmy się w Veisiejai, gdzie wielu z nas spróbowało tradycyjnych specjałów, na przykład słynnego chłodnika litewskiego. Choć nie uniknęliśmy deszczu, niemal susi dotarliśmy do miejsca pierwszego noclegu. Kompleks domków wypoczynkowych w Silaiciai okazał się uroczo usytuowanym w lesie miejscem. Choć pełno tu komarów, widok gęstego sosnowego lasu za oknem wynagradza niedogodności. Czas na odpoczynek.
Bilans: 79 km, O przebitych dętek
Dzień drugi
Dziś wyruszyliśmy wcześniej, o godzinie 9.00 byliśmy już gotowi do jazdy. Pogoda zapowiadała się obiecująco. Pierwsze kilometry mijały szybko. Zachwycaliśmy się niezwykle urokliwymi pejzażami, chłonęliśmy zapach dojrzewającego zborze, przydrożnych kwiatów i ziół. Pierwszą dłuższą przerwę zrobiliśmy przy kompleksie klasztornym w miejscowości Nedzinge. Po krótkim zwiedzaniu i przerwie regeneracyjnej wyruszyliśmy, by kolejny przystanek zrobić nad Niemnem. Posiłek zjedliśmy w miejscowości Merkine i ruszyliśmy ku miejscu kolejnego noclegu. Mam wrażenie, że dziś jechało nam się sprawnie, ale mordercze piaszczyste i szutrowe odcinki trasy dały nam popalić. Na koniec tego dnia okazało się, że dzisiejszy nocleg w Pamusiai jest dla niektórych zaskoczeniem. Śpimy w 11 osobowej sali na poddaszu. Jest miło. Niektórzy z nas skorzystali z dobroczynnego wpływu sauny na zmęczone mięśnie i kąpieli w zimnym strumieniu przepływającym tuż obok. Jutro przed nami kolejne wyzwania.
Bilans 78 km ( z czego ok. 4 przebyte pieszo ze względu na bardzo piaszczyste i grząskie odcinki trasy), 0 przebytych dętek
Dzień trzeci
Z Pamusiai wyjechaliśmy nieco później niż planowaliśmy ze względu na problemy z nawigacją. Pierwsze kilometry minęły szybko ale z każdym kolejnym kilometrem szuter i tak zwana „tarka” na nawierzchni dawały o sobie znać. Dodatkowo jazdę utrudniał nam grząski piach. Nie było łatwo. Trudy trasy tak bardzo dały się nam we znaki, że jej końcówkę zdecydowaliśmy się wydłużyć wybierając asfaltową i ruchliwą jezdnię. W Trokach byliśmy już około 16.00. Potrzebowaliśmy dłuższej chwili aby się zregenerować się... i sprawdzić stan techniczny rowerów, istniała bowiem uzasadniona obawa, że wiele śróbek i drobnych elementów została w nierównych szutrowych trakach. Wieczorem spacerowaliśmy już po Trokach.
Bilans: 60 km, 2 łańcuchy, które spadły z zębatek, 0 przebitych dętek
Dzień czwarty
Do Wilna już blisko! Trasa przewidziana na dziś to tylko około 30 km. Uskrzydleni tą myślą wyruszyliśmy, by jak najprędzej zawitać w pięknym, starym Wilnie. Palące słońce i niemałe wzniesienia nieco ostudziły nasz zapał. Bywały podjazdy, pod które weszliśmy pieszo prowadząc rowery. Choć większość trasy wiodła przez komfortowe do jazdy drogi asfaltowe, fragment jej stanowiła kamienista i bardzo stara droga łącząca Wilno z Kownem. Towarzyszyła nam świadomość, że kamienie, po których podróżujemy, gdyby tylko mogły, opowiedziałyby nam niejedną ciekawą historię.
Niewątpliwą korzyścią wynikającą z podróżowania na rowerze jest możliwość poznania odwiedzanego kraju „z bliska”. Nic nie zastąpi rozmów ze spotkanymi ludźmi i zasłyszanych od nich historii. Dziś, jadąc starą „drogą na Wilno”, mieliśmy okazję posłuchać ciekawych historii opowiadanych przez mieszkających tu od pokoleń Polaków.
Około 15:00, zmęczeni dotarliśmy do miejsca noclegu. Wiedząc, że cały kolejny dzień spędzimy w Wilnie, część z nas wybrała odpoczynek, byli jednak tacy, którzy już o 17:00 zwiedzali Miasto. To był aktywny dzień.
Bilans: 32 km
Dzień piąty
Wilno! Dziś cieszyliśmy się naszą obecnością w tym pięknym mieście. Część z nas wybrała zwiedzanie starówki z przewodnikiem, inni zechcieli chłonąć atmosferę miasta indywidualnie.
Dzień szósty
Gdy wyjeżdżaliśmy spod hotelu w Wilnie padał rzęsisty deszcz. Sam wyjazd z miasta przysporzył nam nieco trudności, jednak, gdy wyjechaliśmy już ze ścisłego centrum droga wiodła po dobrze zaprojektowanych i komfortowych ścieżkach rowerowych. Tuż przed samym wyjazdem z miasta trafiła się jednemu z nas przepita dętka, co stanowiło doskonały pretekst do pierwszego dłuższego postoju, tym bardziej, że miało to miejsce nieopodal restauracji popularnej sieci fast foodów. Gdy ruszyliśmy po przerwie, przestało padać. Niestety skończyła się też komfortowa ścieżka rowerowa i znaleźliśmy się na bardzo ruchliwej drodze. Dzień wcześniej zaplanowaliśmy jednak trasę z jak najmniejszą ilością drug gruntowych, musieliśmy się więc liczyć ze sporym ruchem samochodowym na tym odcinku naszego rajdu. Trasa zawiodła nas tego dnia do Kernave (Kiernów) pierwszej stolicy pogańskiej Litwy. Nieopodal hoteliku, gdzie się zatrzymaliśmy znajdowały się pozostałości po dawnej osadzie (kompleks kopców) oraz zabudowania rekonstrukcyjne- obiekt ten jest wpisany na listę zabytków Unesco.
Bilans: 48 km, 1 przebita dętka.
Dzień siódmy
Zabytki Kernave tak bardzo nam się spodobały, że zwiedzaliśmy je na wiele sposobów. Jedni wczoraj spacerowali krętymi ścieżkami edukacyjnymi, wspinali się mozolnie pokomując niezliczone schodki by podziwiać panoramę ze szczytów kopców, inni trenowali biegi korzystając z pięknych okoliczności przyrody. Byli też tacy, którzy wstali dziś o świcie by uchwycić urokliwe kadry kopców lasów i polan w Kernave spowitych w tajemniczej gęstej mgle. Za namową właścicieli hotelu zmodyfikowaliśmy trasę, by skorzystać ze ścieżek rowerowych wzdłuż rzeki Neris (Wilia). Ścieżki te, choć bardzo pięknie położone, były w znacznej części bardzo piaszczyste (uniemożliwiające jazdę) cdn.w połowie trasy zdecydowaliby ją nieco zmodyfikować i do Jonavy jechać szutrem lub asfaltem. Zanim jednak to się stało, podczas zjazdu jedną z krętych dróg nasza koleżanka wypadła z trasy. Wypadek ten wyglądał bardzo poważnie, na szczęście po zaopatrzeniu i konsultacji lekarskiem okazało się, że obyło się bez złamań. Około 16 byliśmy w Jonavie.
Bilans: 64 km, 2 przebite dętki, 1 wypadek na trasie
Dzień ósmy
Tradycją już chyba się stało, że niezależnie od ilości kilometrów do przejechania wyruszany o 10:00 (o 9:45 spotykamy się by zadbać o rowery i samochód techniczny). Tak też stało się dzisiaj. Choć liczba osób pokonujących dystans zmniejszyła się po wczorajszym wypadku o 1, bus techniczny zyskał doskonałą pilotkę! Jechało się dobrze, pogoda dopisywała. Niedaleko za wyjazdem z miasta trójka rowerzystów postanowiła nieco przyspieszyć tempo i przypadkiem przegapiła kluczowy moment zjazdu. Efektem czego owa trójka rowerzystów pokonała znacznie większy dystans docierając do Kowna nieco póżniej, uniknęła za to szutrowych odcinków jadąc trasą samochodową. Większą część cieszyła się widokami wijącej się rzeki Wilii, bo to wzdłuż jej brzegów przebiegała większość trasy. Choć jakość dróg nie była idealna, rekompensowały ją uroku litewskich wsi i zapach zboża, kwiatów i ziół. Około 16:00 dotarliśmy do hoteliku usytuowanego na starym mieście, tuż obok ruin kownieńskiego zamku.
Bilans: 43 km, 0 przebitych dętek, łańcuchy, które spadły z zębatek przestaliśmy liczyć ;)