Trasą pątników kresowych

W niezwykłą podróż do kresowych sanktuariów zabrał mieszkańców Grodźca w niedzielę, 2 grudnia, Tomasz Kuba Kozłowski, badacz i popularyzator Kresów pracujący w Domu Spotkań z Historią w Warszawie.

Pierwszym miejscem, o którym opowiadał prelegent był Milatyn, miejscowość położona około 40 km od Lwowa, w której znajdował się cudowny obraz Konającego Jezusa Chrystusa. Obraz został przywieziony z Rzymu i po wielu zmianach właścicieli znalazł się
w rękach rodziny Sobieszczańskich. To właśnie w domu Sobieszczańskich obraz dwukrotnie przywrócił zdrowie synowi gospodarzy Janowi Nepomucenowi. Wielu świadków widziało również krwawe krople spływające z lewej dłoni Jezusa.  W 1747 r. przysłano ze Lwowa komisję inkwizycyjną, która po przesłuchaniu świadków uznała obraz za łaskawy, zaś w roku 1755 za cudowny.  Od tego czasu każdego roku 14 września, w odpust Podwyższenia Krzyża Świętego, do sanktuarium przybywały rzesze pielgrzymów z całej Galicji. Pielgrzymowali do Milatyna zarówno katolicy, jak i grekokatolicy. Po II wojnie światowej sanktuarium zostało przeznaczone na magazyn, zaś cudowny obraz został przewieziony do Krakowa. Obecnie znajduje się w kościele pod wezwaniem świętego Filipa. Równie ciekawa legenda wiąże się z obrazem Matki Boskiej Kochawińskiej. W 1646 r. dziedziczka dóbr w Rudzie Anna Wojnakowska jechała do Żydaczowa, w pewnym momencie konie zaprzęgnięte do karety zatrzymały się i przyklękły. Zaskoczona szlachcianka zobaczyła, że konie klęczą przed obrazem Maki Bożej zawieszonym na starym dębie. Zabrała więc obraz do kaplicy w swoim domu. Wielkie było jej zdziwienie, gdy następnego dnia obraz znów wisiał na drzewie. Próbowała jeszcze dwa razy zabrać obraz, lecz ten zawsze wracał na drzewo. Nie dało się przewieźć obrazu do kaplicy, trzeba więc było postawić kaplicę w miejscu, gdzie obraz znaleziono. W 1755 r. arcybiskup lwowski Mikołaj Wyżycki uznał obraz za cudowny i łaskami słynący. Największy rozkwit przeżywała Kochawina za czasów proboszcza Jana Trzopińskiego. Kiedy w 1912 r. arcybiskup lwowski Józef Bilczewski dokonywał koronacji obrazu w Kochawinie zgromadziło się ponad sto tysięcy pielgrzymów. W 1944 r. obraz został wywieziony z Kresów i ostatecznie znalazł się w Gliwicach. Największym i najstarszym ośrodkiem kultu maryjnego dla grekokatolików była
i nadal pozostaje Zarwanica.  Sanktuarium znane było już w XIII w. W 1240 r. odpoczywający po ciężkiej drodze mnich ujrzał we śnie Matkę Boską, a gdy się obudził znalazł ikonę. Zbudował więc dla niej kapliczkę, przy której wytrysło źródło. Ikona przyczyniła się niezmiernie do rozwoju Zarwanicy. Kapliczkę zastąpiła cerkiew, następnie obok niej zbudowano zamek i mury obronne. W 1867 r. papież Pius IX wyraził zgodę na koronację ikony. Rozwój sanktuarium trwał do wkroczenia na ten teren sowietów, którzy spalili drewnianą cerkiew, teren sanktuarium ogrodzili, a źródło najpierw zasypali śmieciami, a później zabetonowali. Jednak wierni nocami przedostawali się na zagrodzony teren, by pomodlić się i nabrać wody ze źródła (woda wypływała spod betonu). Jeszcze w latach siedemdziesiątych XX w. osoby schwytane za ogrodzeniem wysyłano na trzymiesięczne roboty do Kazachstanu. Po uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę sanktuarium zarwanickie odzyskało dawny blask. W 2004 r. odbyła się w nim pielgrzymka pojednania polsko-ukraińskiego, w której udział wzięło ponad dwieście tysięcy Polaków i Ukraińców. Początki klasztoru poczajowskiego sięgają XII w. Wtedy właśnie osiadła tam grupa mnichów kijowskich. Legenda mówi, że w 1240 roku, podczas najazdu tatarskiego nad wzgórzem ukazała się Matka Boska, a Tatarzy odstąpili od oblężenia. Drugi cud miał miejsce w 1675 r. podczas oblężenia sanktuarium przez Turków. Matka Boska rozpostarła szaty nad wzgórzem klasztornym, i od nich odbijały się pociski nieprzyjacielskie. Poczajów jest obecnie kojarzony z prawosławiem, lecz trzeba pamiętać, że od czasów unii brzeskiej do powstania listopadowego sanktuarium to służyło grekokatolikom. Właśnie wtedy ranga sanktuarium wzrosła, a jego sława szerzyła się na ziemie całej Rzeczpospolitej. Gdy upadło powstanie, władze carskie przejęły klasztor i postanowiły, że prawosławie promieniować będzie z Poczajowa na całą Galicję. Tak jest do dziś, zarówno w czasach II RP, jak i po uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę Poczajów był i jest sanktuarium prawosławnym. Na koniec warto dodać, że duży wkład w rozwój sanktuarium poczajowskiego mieli Polacy, Anna Hojska podarowała mnichom ikonę Matki Bożej, zaś Mikołaj Bazyli Potocki ufundował sobór Zaśnięcia Matki Bożej. Ostatnim sanktuarium, o którym opowiadał Tomasz Kuba Kozłowski był Podkamień, w którym znajdował się klasztor dominikanów oraz cudowny obraz Matki Bożej. Według jednej z wersji klasztor został założony w XIII w. przez Jacka Odrowąża (urodzonego w Kamieniu Śląskim). Znajdujący się w kaplicy przykościelnej cudowny obraz Matki Boskiej Podkamieńskiej został koronowany już w 1727, w uroczystościach wzięły udział rzesze wiernych, były również chorągwie husarskie, zaś samej koronacji towarzyszyła salwa z 56 dział. W tym czasie ruch pielgrzymkowy był bardzo silny, bywali w Podkarmieniu Michał Korybut Wiśniowiecki i Jan III Sobieski. W czasach rozbiorów klasztor podupadł. Dzieła zniszczenia dokonały wojny. W 1915 r. artyleria rosyjska zniszczyła większość budynków (spłonęła również bogato wyposażona biblioteka). Największy dramat dokonał się w marcu 1944 r. kiedy klasztor zaatakowały oddział UPA i Ukrainische Hilfpolizei. Klasztor został rozgrabiony i zniszczony, zginęło w nim około 250 osób (w dniach 12-16 marca w całej okolicy Ukraińcy zamordowali około 2 tysięcy Polaków). Cudowny obraz Matki Boskiej został potajemnie wywieziony. Obecnie znajduje się we Wrocławiu w kościele pod wezwaniem świętego Wojciecha. Na trwającym blisko dwie godziny spotkaniu można było także kupić album Świat Kresów autorstwa Tomasza Kuby Kozłowskiego i Danuty Błahut-Biegańskiej.